Nagły zgon wśród drobiu.

W poprzednim wpisie informowałem, że będzie on przedostatni, a następny w kolei dotyczył będzie końcowych efektów i wykończenia artylerii… a tu w międzyczasie nastąpiła śmierć jednej z gąsek. Ewentualnie wersja dla fanów głowy pewnej Kiepskiej rodziny:

Umcia umcia, pękła gumcia
– Ferdynand Kiepski

Tak czy inaczej – spoglądam dziś na stojący od kilku dni na półce model, a tu:

DSC_0988 DSC_0987Jak na złość gąsienica strzeliła na zębatce napędowej, a specjalnie ułożona była tak, bo nad trzecim kołem jezdnym widoczny jest „garb”, który odpisywałem wcześniej. Prawdopodobnie przez ten garb była za mocno napięta.

Teraz nie mam większego pomysłu na naprawienie szkody, bo ani przesunąć ją przeciwnie do wskazówek zegara, ani zgodnie z nimi… Optymalne byłoby dokupienie gąsek segmentowych, ale pewnie przekroczą one koszt modelu. Eh, Italeri, eh!

Gąski, wszędzie gąski.

Niniejszy wpis jest chyba przedostatnim z budowy amerykańskiej artylerii, poświęcę go trakcji – prace końcowe, brudzenie, pigmenty i olejki zostawię na ostatni wpis.

Na początku BŁĄD *Jeśli już nie łączymy gąsienic gumowych w sposób proponowany przez instrukcję (zgrzewanie ciepłym metalem – zrobiłem to pierwszy i ostatni raz przy Matyldzie: dwa ogniwa zniknęły w mgnieniu oka), a klejem cyjanoakrylowym – Kropelką – to polecam sprawdzić stan kleju w tubce. Ja wydobyłem dwie ostatnie krople z opakowania, z którego klej już wywietrzał i były one na tyle… słabe(?), że po przeschnięciu miejsce klejenia nieco popuściło. Nie jest to jakieś karygodne, ale mogło skończyć się gorzej*.

Gąsienice sklejone były już od początku składania modelu, bo nie było w sumie na co czekać w czasie schnięcia innych części.DSC_0863 DSC_0865

Tu jeszcze goła guma, w sumie nic ciekawego. W prawej sztuce na „południe” od środka widać wspomniane w pierwszym wpisie wybrzuszenie spowodowane niezbyt dokładnie wykonaną gumową wypraską gąsienic – jedna „nóżka” wypraski ściągała gąskę za mocno do siebie.

DSC_0867DSC_0868

Tutaj już z czarną Tamiyą. Gumowe krańce ogniw nie wyglądają tutaj zbyt dobrze (wina gumy), ale finalnie z przetarciami, oksydacją i brudzeniem dają radę.

Następnie po wyschnięciu czarnej farby nałożyłem półbłyszczący Gun Metal Pactry metodą „dość suchego pędzla” – nie suszyłem go całkowicie, chciałem, żeby nieco nabrudził:

DSC_0869 DSC_0871DSC_0873

Ciekawostka – pierwszy raz spróbowałem gąsienice przetrzeć dodatkowo grafitem. Efekt pod światło wyszedł świetny, co spotęgowane było dodatkowo prostokątnym kształtem środkowych części ogniw: bardzo fajnie grafit osiadał na krańcach.

Na koniec nałożyłem oczywiście pigment home-made z suchych pasteli, brąz i żółtawa, nakrojone skalpelem, wciśnięte bardzo dużym pędzlem, a nadmiar zdmuchnięty na kartkę. Później ten zdmuchnięty proszek nakładałem na wewnętrzną stronę gąsienic.

DSC_0874

Na koniec, już po brudzeniu pastelami, ponownie przejechałem krańce prostokątnych elementów, by wydobyć oksydację stali. Jako że to grafit, najlepiej efekt widać pod światło.

To by było na tyle, ostatni wpis poświęcę podsumowaniu budowy, pracom końcowym i brudzeniu góry. Zostało mi jeszcze kilka rzeczy do zrobienia przy kołach, ale ogólnie pojazd stoi o własnych siłach i wygląda imponująco.

Malowanie całości.

Wpis dedykowany, bo na stworzenie go wpływ miała prośba jednej z moich wiernych czytelniczek, a jakoś nie mogłem się zebrać do tego.

Miał być wpis „zoologiczny” z dużą ilością gęsiny (zdjęcia z malowania i brudzenia gąsek), ale zobaczyłem, że nie dodałem jeszcze opisu malowania, więc wspólny wpis byłby za długi.

No to żeby nie przedłużać: po złożeniu tego, co dało się złożyć pod malowanie (kadłub z dodatkami, działo i przyległe urządzenia) przystąpiłem do nałożenia podkładu (znów padło na Pactra A37 Gunship gray). Póki co zrezygnowałem z Light Ghost Gray, bo Gunship jest ciemniejszy, a poza tym ostatnie modele miały jasne plastiki, więc Gunship przyciemnił mi późniejszą bazę.

Wpis ten będzie też pierwszym z „nowej serii” wpisów z BŁĘDAMI*xxx*. Postaram się takim zapisem i kolorem wskazywać popełnione istotne błędy, bo taniej uczyć się na moich, niż popełnić je samemu.

20140717_163939 20140717_183448 20140718_164748 20140717_163949Z tego co pamiętam miałem jakieś drobne problemy z aerografem na tym etapie lub podczas malowania bazy, bo na poziomej powierzchni kadłuba mam jakby proszek w warstwie farby. Bałem się to polerować, bo by mi wytarło do podkładu albo plastiku i ponowne malowanie groziłoby widoczną różnicą w kolorach.

Następnie przyszedł moment na preshading. Tu nowość, bo wykonany został pierwszą w mojej „karierze” farbą Tamiya XF-1 Flat Black poleconą przez pana Krzysia ze sklepu modelarskiego, za co mu przy następnej wizycie podziękowałem (jak stwierdził – polecił z czystym sercem, bo wiedział co robi). Faktycznie – farba dmuchała bez porównania do Pactry. Żadnego plucia, rozcieńczyła się odrobiną wody i służyła do delikatnego preshadingu, ale bez problemu wykonała mocne, ciemne bandaże kół. Warto wspomnieć, ze Tamiya 10ml kosztowała o dobre 50% więcej niż tak samo duża Pactra.

20140718_184440 20140718_184516Później nadeszła chwila na warstwę farby bazowej, Pactra A20 African Yellow, oczywiście mat. Pracowało się nią… dostatecznie. Miała spore fochy, zatykała dyszę i była sama w sobie dość rzadka. BŁĄD *Gdzieś między powyższymi czynnościami zrobiłem to, o czym tylko czytałem na forach i w poradnikach – „uwaliłem” jedną dyszę, a konkretnie jej gwint. Dokręciłem kluczem ciut za mocno i przy odkręceniu gwint został wkręcony we wnętrze pistoletu. Trzeba było włożyć w gwint coś twardego i rozpychając się, kręcić, wykręcając go na zewnątrz. Polecam uważać, bo jak wiadomo – taniej kupić nowy pistolet z dyszami i iglicami, niż dokupować sztukę dyszy.

20140718_185424 20140720_104855 20140720_104904Na koniec wpisu opowiem krótko o dalszym malowaniu, po bazie – otóż zrobiłem to, co na pewno w przypadku Tigera, a możliwe, że i przy pracy nad Pattonem. Mianowicie chodzi o zmianę jasności farby wraz z nachyleniem blach. Wyglądało to następująco: blachy ukośne względem poziomu pojazdu (oś X) zostały w kolorze African Yellow, te poziome potraktowałem (sam nie spodziewałem się, że ten kolor da radę, ale dał) Skin Tone Light/White, a te poziome, ale wyższe partie – bielą. Stopniowanie tonów dało bardzo fajny efekt odbijającego się światła.

20140720_142504Podczas prac nie korzystałem z post-shadingu i w sumie nie wiem czy z braku potrzeby czy z braku pamięci.

Powyższe zdjęcie pokazuje kadłub suchy, tylko z farbą. Na całość oczywiście przyszedł później Sidolux, co zmiękczyło przejścia między kolorami i całość wyglądała bardziej naturalnie.

Koła osobno potraktowałem w ten sam sposób. BŁĄD*Niestety, z kołami trzeba się obchodzić jak z jajkiem – ze względu na swój kształt lubią uciekać, toczyć się i spadać na podłogę. Najbardziej skore do ucieczek są te pomalowane, bo przy okazji nie tylko brudzą przejechany odcinek, ale łapią kurz, „cićki” i obijają sobie świeżą farbę. Tu znów nowa warstwa może grozić poziomowaniem się kolorów. Jedno koło ucierpiało mocno, ale na finalnym miejscu udało się to nieco zamaskować*.

Tak, następny wpis o gąskach.

Składanie na sucho, mokro i zarys całości.

Budujemy, budujemy~! A raczej budowaliśmy, ale co nieco pokażę, bo co to za fotorelacja bez fotografii i bez relacji.

20140712_114858 20140716_205335 20140716_205353

Na początku działo jeszcze w proszku i dopasowywanie jego podstawy do otworu w kadłubie, boczki jeszcze leżą nieprzyklejone, ale kółka dla sprawdzenia wysokości już zamontowane. Następnie działo już poskładane, wszystko chodzi, ale wspomniany wcześniej problem pojawił się przy opuszczeniu armaty – okazało się, że elemencik w podstawie, który po założeniu lufy działa jako klinik dla zębatki opuszczania/podnoszenia trzyma tak mocno, że trzeba go przycisnąć czymś cienkim i dopiero opuścić lufę. Plus tego jest taki, że działo nie będzie latało i opadało, minus – ciężko będzie zmienić mu ułożenie, gdy będzie gotowy.

DSC_0177 DSC_0178 DSC_0180

Wspominałem też o ruchomym lemieszu. Bałem się, że będzie to trochę pic na wodę i „łycha” zamontowana będzie na stałe w danej pozycji, ale okazało się, że pneumatyka działa bez problemu:

DSC_0275 DSC_0276 DSC_0279

Całość wygląda ładnie nawet niepomalowana, nie ma aż takich strat czy zniszczeń, ale sam jestem ciekaw jak to finalnie wyjdzie… zwłaszcza, że robię to z dedykacją. Najbardziej widoczne „zniszczenia”, to zauważalne ułamanie „łychy” w jej górnej prawej stronie patrząc na zdjęcie oraz dwa kleksy kleju na masce, ale udało mi się lekko zamaskować drobnym papierem ściernym.

W wypraskach znalazłem też dwa kawałki gąsienic złożonych z dwóch segmentów, które przykleja się gdzieś na tyle „łychy”. Niestety, zdawkowa instrukcja oraz zdjęcia innych gotowych M110A2 nie pokazują jasno gdzie te części przykleić. Zostawiłem to, może potem pomaluję i wrzucę gdzieś na tył.

W następnym wpisie będzie relacja z dotychczasowego malowania, bo pojazd złożony jest. Zostały mi tylko koła i pociski do pomalowania podkładem, a potem bazą.

Spóźniona relacja z budowy.

Nieco opóźniona relacja, co spowodowane było zapewne temperaturami i brakiem chęci do obróbki i przygotowania zdjęć.

Od czego by tu zacząć… no to pewnie od zawartości pudełka – ładne wypraski z dość szczegółowymi częściami, wycinało się wszystko bez większych problemów. Oczywiście znalazły się elementy, które kazałbym producentowi przy mnie wyciąć bez strat dla plastiku (standardowo koła napędowe albo jakieś cieniutkie paseczki). Gumowe gąsieniczki są miłe dla oka, ale tu znów mały kłopot: jedna z nich była już od początku zbyt mocno przytwierdzona do gumowej wypraski i lekko się z tyłu wygięła.

20140711_174832 20140711_174925 20140711_182135

Sporo szlifowania, parę niedopasowanych części (w tym cała górna płyta podwozia), ale jakoś poszło. Troszkę musiałem wykrajać miejsce na wkręcenie działa z obrotową podstawką, bo otworki były za ciasne.20140712_113123DSC_0173DSC_0175DSC_0176

Szczegółowość oceniam na średnią – standard znany z pudełek Italeri. Wiele części w pojeździe się porusza, nie pamiętam, żebym cokolwiek blokował względem instrukcji: mamy tu ruchomy lemiesz na tyle pojazdu (zdjęcia w przyszłym wpisie), podnoszone działo… no tu jest jeden drobny problem, ale o tym też później; ruchomy system ładowania działa, oraz – przynajmniej póki co – ruchomy napęd.

Co prawda budowa jest już na mocno zaawansowanym etapie, ale nie napotkałem jakichś realnie uprzykrzających zabawę problemów. Widoczne powyżej szpary zaszpachlowałem, przeszlifowałem i później pod farbą wszelkie ubytki zniknęły. Miałem kilka kłopotów z klejem, a konkretniej jego zbyt dużymi kroplami – zastanawiam się, czy w przyszłości nie zainwestować dodatkowo obok kleju z igła w ten z pędzelkiem. Wtedy mógłbym przejechać po spodzie jakiegoś uchwytu i wkleić go w odpowiednią lukę.

Na zakończenie wpisu dodam mały bonusik: pomalowane na prośbę mojej (obecnie, bo podczas prośby jeszcze nie) Narzeczonej maszty i żagle dla jej Cutty Sarka. Zgodnie z zaleceniem maszty (po szarym podkładzie) machnięte zostały Pactrą A17 Wood Tan błyszczącą, a żagle bez podkładu pomalowane dwukrotnie z obu stron na biało… prawdopodobnie półmatem.

20140724_175053

Cutty będzie śliczny, ale jednak nie chcę kombinować z żaglami w sposób, który wymyśliłem – sprawdzę to kiedy indziej i na czym innym.